List Maksa – porzucenie oczami psa

Zastanawialiście się kiedyś o czym myśli Wasz pies?

A zastanawialiście się, co czuje pies porzucony, który w krótkiej chwili traci wszystko, co nazywał domem?

Oto list Maksa. Maks to uosobienie każdego psiaka, który zostaje oddany przez swoich właścicieli.

Przeczytajcie, jak to może wyglądać oczami psa.

„Witajcie.

Piszę ten list, ponieważ czuję się bardzo smutny i zagubiony, ale zacznę od początku.

Mam na imię Maks. Mam rodzinę od kiedy pamiętam. Pani i Pan zawsze nazywali mnie swoim dzieciątkiem i puchatą kuleczką. Byłem głaskany, całowany, przytulany… Miziania po brzuszku nie było końca!

Zawsze zabierali mnie ze sobą wszędzie, każdy się mną zachwycał. Nawet to lubiłem, nie nudziło mi się. Pamiętam kosz pełen zabawek… piłeczki, sznureczki, pluszaki. Wszystko było moje, bawiłem się kiedy tylko chciałem, a na ogródku Pani i Pan rzucali mi piłkę, którą zaraz im odnosiłem – byli ze mnie bardzo dumni, cały czas mówili dobry pies, kochany pies, mądry pies… To były dobre czasy.

Pamiętam, że bardzo się starałem. Czasem coś nabroiłem, ale nie gniewali się długo. Uczyli mnie nowych rzeczy, z czego bardzo się cieszyłem, ponieważ pozwalało mi to na dogadanie się z moim Państwem. Fajnie było! W tajemnicy Wam powiem, że Pani czasem pozwała mi spać na łóżku, byłem wtedy taaaaaaaaaki szczęśliwy. Kiedy wracali do domu, radośnie ich witałem, a oni za to dużo do mnie mówili i mnie przytulali. Pamiętam też spacery we troje… Czuwałem, aby nic im się nie stało, bacznie obserwowałem otoczenie, by Państwo bezpiecznie spacerowali. Czasem chodziliśmy nad jezioro, gdzie taplałem się do woli, a Pani była zachwycona, mówiła do mnie kochany pływak. Nie wiem co to znaczy, ale na pewno coś dobrego, bo Pani była wtedy bardzo uśmiechnięta i miła. Tak mijały nam dni i lata, szczęśliwe lata. Ja byłem grzeczny, budziłem podziw u innych psów i zachwyt u ludzi. Moi Państwo byli ze mnie bardzo dumni, nazywali mnie kochanym misiem. Czułem się spokojny i bezpieczny. Niczego mi nie brakowało.

Bardzo kocham moją rodzinę. Za co? Za to, że są. Tak myślę, że gdzieś są…

Nie rozumiem dlaczego wszystko się zmieniło, tak nagle. Niczego złego nie zrobiłem, byłem grzeczny jak zawsze.

Gdy Pani urósł brzuch, to zaczęła dziwnie mnie traktować. Już mnie nie przytulała, nie bawiła się ze mną. Dawniej dużo mnie całowała, a ja ją śliniłem po policzku. Teraz gniewała się na mnie za to. A ja tylko chciałem powiedzieć jej, że jest moją ulubioną Panią.

Pan zrobił się nerwowy, krzyczał na mnie jak tylko próbowałem przywitać się z Panią, kiedy wracała do domu.

Spacerów też było coraz mniej, w końcu pozostał mi tylko ogródek.

I nadszedł taki dzień, że Pan z Panią szybko gdzieś pojechali, później Pani nie było a Pan ciągle gdzieś jeździł, a ja zostawałem sam i czułem się niewidzialny. Martwiłem się o Panią.

Nareszcie! Wróciła!!! Ale miała ze sobą nowego szczeniaczka, był całkiem łysy i pachniał jak człowieki. Byłem zachwycony! Już planowałem, że pokażę mu wszystkie moje zabawki, że nauczę go taplania w jeziorze, że będę przynosić mu piłkę… Wszystko zapowiadało się cudownie, byłem potrójnie szczęśliwy.

Ale coś chyba zrobiłem źle, bo Państwo byli inni… przeganiali mnie z miejsca na miejsce, denerwowali się. Nie pozwalali mi podchodzić do nowego szczeniaczka, ale to przecież moja rodzina, kocham go tak samo jak Państwa!

Kiedyś piszczał i skomlał, więc chciałem go uspokoić, poślinić buzię tak jak dawniej Pani. Myślałem, że skoro dla niej to było miłe, to szczeniaczkowi też się spodoba. Wtedy na mnie nawrzeszczeli, powiedzieli, że nie wolno i że jestem zły. Zamknęli mnie w łazience i tak siedziałem całą noc. Było mi przykro…

W ciągu dnia Pani nosiła go na rękach, zupełnie tak jak dawniej mnie. Pomyślałem, że może to dobry moment, żeby jej to przypomnieć, więc nie odstępowałem jej na krok. Zezłościła się na mnie, powiedziała, że jestem niegrzeczny. Pewnego razu, jak karmiła tego małego człowieczka z takiej małej miseczki, to zapomniałem się i uszczknąłem trochę… Nic wielkiego się nie stało, zostało mu dużo tej karmy. Ale zrobiła się afera… Szczeniaczek się rozpłakał, kiedy Pani na mnie wrzeszczała, a wszyscy myśleli, że zrobiłem mu coś strasznego… Było mi smutno.

Obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę, aby małemu coś się stało. Dlatego postanowiłem być zawsze w pobliżu. Leżałem przy jego łóżeczku, chodziłem wokół wózka, kiedy w nim spał. Kiedyś przyszli do domu jacyś ludzie i zrobili dużo zamieszania, pchali się do wózka, mały zaczął kwilić. Bardzo się przestraszyłem, że ktoś robi mu krzywdę, więc postanowiłem pokazać im, że mają uważać, szczeknąłem kilka razy, żeby się odsunęli. Wtedy Pan naprawdę wpadł w szał… Uderzył mnie, złapał na kark i wyrzucił na podwórko. Pamiętam, że padał deszcz, nie miałem się gdzie schować. Było mi zimno, byłem cały roztrzęsiony, nie wiedziałem co się stało. Przecież mówili, że jesteśmy rodziną, a rodziny nie zostawia się w strachu, w ciemności i w deszczu… a mnie zostawili. Strasznie się bałem, że już mnie nie wpuszczą do domu, a byłem bardzo głodny. Kochana Pańciu, przecież moje jedzenie stoi w kuchni – myślałem.

Człowieki poszły, w domu była jakaś kłótnia między Panem i Panią, krzyczeli coś, że trzeba coś z nim zrobić, że trzeba się go pozbyć, bo jest niebezpieczny. Ale kto? – zastanawiałem się. Chodzi im o nowego szczeniaczka? Przecież on jest niegroźny – pomyślałem i zasnąłem.

Obudziłem się rano, zobaczyłem Pana chowającego moje rzeczy do samochodu. Spacer! – uradowany pobiegłem do Pana wycałować go za taki prezent. Niestety Pan nie był z tego zadowolony… Znowu powiedział, że jestem zły i wpakował mnie do auta. Czułem zapach moich zabawek, mojego kocyka, mojej miski. Pogubiłem się zupełnie, zrobiło mi się duszno, zacząłem dyszeć, chciało mi się pić, ale nie było nigdzie wody do picia. Poczułem ogromny strach. Oni mnie już nie chcą, nie kochają – pomyślałem i zacząłem piszczeć, żeby Pan się zatrzymał, przytulił mnie, żeby było tak jak dawniej. On nie zrozumiał, nic do mnie nie mówił.

Jechaliśmy jakiś czas, aż w końcu zacząłem słyszeć inne psy. Park? – pomyślałem. Nie, tych psów było bardzo dużo, wszystkie poddenerwowane, zestresowane. Ta atmosfera udzieliła się także mnie. Łapki mi drżały, ogon schował mi się pod brzuszek, marzyłem o powrocie do domu. Obiecałem sobie, że jak tylko tam wrócę, to położę się na swoim miejscu i nie będę wchodzić Państwu w drogę, żeby nie złościli się już na mnie. Cały aż drżałem, nie mogłem nad tym zapanować.

Samochód się zatrzymał, Pan surowym tonem kazał mi wysiąść. Kiedy stanąłem na cztery łapki usłyszałem ogromny hałas, poczułem nieprzyjemny zapach, zupełnie inny niż w domu. W domu pachniało perfumami Pani, domowymi obiadami, świeżym praniem. A tutaj czułem zapach cudzych siuśków, cudzych kupek, zapach strachu i złości. Poczułem, że muszę uciekać, wpadłem w panikę! Zacząłem się wyrywać, obroża wpijała mi się w szyję, a Pan mnie szarpał… Pękło mi serce, zacząłem bać się swojego Pana, bałem się tego wszystkiego, co było wokół.

Pan rozmawiał z jakimiś ludźmi, zerkali na mnie. Trwało to chwilę, która się dłużyła.

Przyszli jacyś ludzie, wzięli mnie za smycz i kazali mi iść. Co? – przeraziłem się. Spojrzałem na Pana, a on szedł do samochodu. Beze mnie. Nawet na mnie nie spojrzał. Był na mnie zły, a ja tak bardzo chciałem go za wszystko przeprosić, chociaż nie wiedziałem, co złego zrobiłem…

Ci źli ludzie szarpali mną, zacząłem ich wyzywać, żeby przestali, bo to mnie boli, a poza tym ja chcę do domu… Usłyszałem włączone auto, odwróciłem się, a Pan już odjeżdżał.

Moje życie się skończyło.

Poczułem rozpacz, obcy ludzie wsadzili mnie do brudnej klatki, w której nie było moich zabawek, mojej miski, mojego kocyka. Jedynie brudny, śmierdzący garnek ze stęchłą wodą. Pod łapkami miałem zimną, ciemną ziemię, bez źdźbła trawy, a w kącie stało jakieś zbite z desek pudło. W środku bałagan, brud, jakaś nieczysta szmatka pachnąca różnymi psami.

To już? To koniec? – pomyślałem. Położyłem się skulony z zimna i płakałem. Piszczałem i piszczałem… Byłem głodny, chciało mi się pić, było mi zimno i byłem przerażony. Nigdy wcześniej tak się nie bałem.

Przepraszam, przepraszam Was za wszystko… – rozpaczliwie mówiłem sam do siebie, mając nadzieję, że usłyszą i mnie stąd zabiorą z powrotem do domu, do mojego suchego, miłego łóżeczka.

Wróćcie po mnie i już będę zawsze grzeczny… – błagałem, ale nikt nie zareagował.

Jestem już w klatce jakiś czas.

Nie wrócili po mnie. Jestem tu sam. Smutny, zaniedbany, głodny, pełen kołtunów, śmierdzący, przestraszony i nikomu niepotrzebny.

Jeśli czytasz to i wiesz gdzie oni są, to powiedz im, że nadal ich kocham i za nimi bardzo tęsknię.

Poproś, aby dali mi jeszcze jedną szansę i zabrali mnie z tego piekła.”

Taka jest historia Maksa. Psa domowego, który od szczeniaczka był wychowany u jednej rodziny, który czuł się i był członkiem tej rodziny.

Maks był szczęśliwy, kochany, zadbany i rozpieszczany.

Do pewnego czasu.

W życiu Państwa pojawiło się dziecko.

Nie mogąc zrozumieć intencji swojego wieloletniego przyjaciela, postanowili pozbyć się kłopotu.

Oddali go do schroniska, w którym szczęśliwy pies zamienił się w chodzące nieszczęście.

                                                                           Przestraszony, zdezorientowany.

On nigdy nie zapomni i zawsze będzie tęsknił.

Jego wierne, psie serce zostało złamane na zawsze.

On nie wie, co zrobił źle.

Drodzy właściciele, zanim postanowicie pozbyć się psa, kiedy w domu pojawi się dziecko, przypomnijcie sobie uczucia Maksa.

                                                                Pamiętaj, Twoje dziecko to także jego rodzina.       

Pies jest członkiem rodziny. Czy wyrzucisz swoje dziecko, kiedy pojawi się następne?

This entry was posted in Bez kategorii.